Głosić Bożą miłość na Woodstocku
2015-08-13 08:38:17(ost. akt: 2015-08-13 09:25:28)
- Doświadczenie ewangelizowania i bycie ewangelizowanym rodzi się wtedy, gdy wychodzę do ludzi: czy na Woodstocku czy w innym miejscu, np. w pracy – opowiada ksiądz Dawid Szczepkowski, kapłan z parafii Miłosierdzia Bożego w Olsztynie, uczestnik tegorocznego Przystanka Jezus.
- To był Twój drugi Przystanek Jezus.
- 2 lata termu byłem pierwszy raz na Przystanku Jezus, teraz byłem drugi raz. Będąc tam zrozumiałem, że jest wiele stereotypów na temat Festiwalu Woodstock. Potrzeba tam głoszenia Ewangelii.
- Dlaczego pojechałeś? Jest wiele krytyki dotyczącej Festiwalu Woodstock, do którego wychodzi ekipa Przystanka Jezus.
- Zauważyłem, że dzielenie się własnym doświadczeniem żywego Boga pomaga mi wzrastać w świętości, daje mi siłę i nadaje nowy dynamizm mojej wierze. Wiem, że nie mogę tego zatrzymywać dla siebie, nikt nie może. Woodstock to też miejsce gdzie, ludzie często ściągają maski i czekają, aż ktoś ich znajdzie. Za fasadą roszczeń na instytucje kościoła czy skarg na księży kryje się rozpaczliwy krzyk: pomóż mi. Pod tym względem jest to uprzywilejowane miejsce, ponieważ naprawdę wielu ludzi szuka prawdy, chce słuchać i ma otwarte serce na Jezusa. 2 lata temu zaprosił mnie ks. Tomasz Pocałujko, ojciec duchowny w seminarium. Byłem wtedy diakonem. Widziałam ten wyjazd jako szansę na rozwój duchowy. Teraz nie potrzebowałem specjalnego zaproszenia. Wiedziałem, że Pan Jezus chce, żebym to zrobił. Do tego powołuje mnie Kościół – do dzielenia się Ewangelią, do głoszenia. Wyjście z na pola Przystanku Woodstock poprzedziły 2-dniowe rekolekcje, które wygłosił ks. biskup Grzegorz Ryś. Zanim wyszliśmy z ewangelizacją, zostaliśmy do tego duchowo przygotowani i posłani. Na Przystanku Jezus tworzy się klimat jedności, radości Bożej, poczucia misji – idziemy w Jego imię, w imię Jezusa. To jest budujące.
- Jaka była wspólnota ewangelizatorów?
Byli młodzi, ale też osoby starsze. To cieszyło – że ciągle chcą dawać siebie młodym. Większość ekipy ewangelizatorów stanowiły osoby świeckie, które mają zapał głoszenia. To burzy stereotypy, że Kościół to tylko księża czy siostry zakonne. Każdy z nas jest wezwany do głoszenia Ewangelii. Naszą ewangelizacyjną wspólnotę charakteryzowała dynamiczna, spontaniczna modlitwa. Mieliśmy sporo modlitwy uwielbienia. Spontaniczność i radość przyciągała innych.
- Czego doświadczyłeś wychodząc do innych, do uczestników Przystanku Woodstock?
Pan Bóg pokazał mi, że liczy się tak naprawdę słuchanie Ducha Świętego i pokora. W Ewangelii rybacy złowili ryby po zarzuceniu sieci według tego, co chciał Jezus. Nam Jezus sam przyprowadzał ludzi. Z naszej strony miała być tylko otwartość na nich. Uczyłem się tego, jak ważna jest pokora. Nie chodzi tylko postawę: idę i będę głosił, ale o to, by posłuchać Ducha Świętego. Przeprowadziłem kilka rozmów i spowiedzi. Ktoś z ewangelizatorów rozmawiał z uczestnikami Przystanku Woodstock i proponując spowiedź, wskazał na mnie. Ludzie wracali do Boga, pragnęli Boga. Miałem ciekawe spotkanie z trzema licealistkami. Mówiły, że dopiero na Woodstocku mogą normalnie pogadać z księdzem. Same nas – ewangelizatorów – zawołały i zaprosiły do rozmowy. Dla Woodstockowiczów ważne jest, że ktoś ich słucha, rozmawia na temat wiary i mówi o Bogu, który ich kocha.
- Potrzebni są chrześcijanie na polach Przystanku Woodstock?
- Potrzebni są ludzie, którzy głoszą Ewangelię z miłością. Tym, co porusza ludzi, jest Kerygmat. Słowa o Bożej miłości naprawdę dotykają serca. Mam doświadczenie, jak w czasie rozmowy, gdy mówiłem: Wiesz, Bóg Ciebie kocha, naprawdę kocha – pojawiały się łzy w czyichś oczach. Na Woodstocku ludzie chcą słuchać, szukają prawdy. Mają głód Boga. Ludzie mogą kwestionować wszystko, co im się powie, także Bożą miłość, ale nie świadectwo wiary i doświadczenie działania żywego Boga. Nie zakwestionują tego, czego ja sam doświadczyłem. To szanują.
Doświadczenie ewangelizowania i bycie ewangelizowanym rodzi się wtedy, gdy wychodzę do ludzi: czy na Woodstocku czy w innym miejscu, np. w pracy. Pan Jezus na Woodstocku pokazał mi, że nie chodzi o spektakularne sukcesy ewangelizacyjne czy o to, bym widział owoce mojego trudu. Były trudne momenty, gdy nikt nie chciał rozmawiać i ja sam nie czułem, że mam zagadywać. Wtedy docierało do mnie , że w ewangelizacji równie ważne jest doświadczenie, kiedy widzisz owoce i kiedy po prostu ich nie widzisz. Dotarło do mnie, że uczeń, który głosi, musi mieć obopólne doświadczenie. W innym wypadku mógłby szybko się załamać albo wpaść w pychę. My siejemy i to jest nasze zadanie, a Chrystus daje wzrost. Zawsze tak to wygląda. Największą radością ewangelizatora jest to, że nasze imiona zapisane są w niebie.
Rozmawiała Anna Wysocka
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez