W Świętach Wielkanocnych są wszystkie emocje [ROZMOWA]

2019-04-21 08:27:22(ost. akt: 2019-04-23 12:33:34)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Ksiądz Krzysztof Patejuk pochodzi z Ostródy, ale tegoroczne Święta Wielkanocne spędzi w... Pampelunie. W rozmowie z Darią Bruszewską-Przytułą mówi o tym, za czym tęskni w czasie świąt w Hiszpanii i jaką lekcję powinniśmy odrobić, zanim zasiądziemy do śniadania wielkanocnego.
— Jakie obrazy ma ksiądz przed oczami, kiedy pojawia się myśl o Wielkanocy?
— Pierwszą rzeczą, która przychodzi mi do głowy, jest grób Pański. I to konkretny, skromny grób z mojego rodzinnego kościoła w Ostródzie. Drugą rzeczą, która kojarzy mi się z tymi świętami, jest to specyficzne uczucie, które towarzyszyło mi, gdy mama budziła mnie na rezurekcję. Mieści się w nim wszystko: kolor słońca, które jeszcze nie wzeszło do końca, specyficzny zapach świątecznych potraw wymieszany z charakterystycznym zapachem wysprzątanego domu i wypranej, przygotowanej do założenia koszuli. W żaden inny dzień nasz dom tak nie wyglądał i tak nie pachniał. To wyjątkowy bukiet doznań zmysłowych kojarzących mi się z Wielkanocą.

— Czym ta Wielkanoc będzie się różnić od tej, którą przeżywał ksiądz w Polsce?
— Pod względem religijnym moje hiszpańskie święta będą pewnie podobne. Wiem jednak, że nie pójdę do kościoła ze święconką. To typowo polski zwyczaj. I na pewno będzie mi brakowało rodziny i spotkania przy wielkanocnym stole.

— Śniadanie wielkanocne poprzedza 40 dni Wielkiego Postu. Dlaczego trwa to tak długo?
— Po pierwsze chodzi o symboliczne odtworzenie pobytu Jezusa na pustyni. Ale nie tylko. Chodzi też o to, żeby mieć czas na przygotowanie się do Zmartwychwstania Pana Jezusa.

— A my tracimy ten czas na mycie okien i zakupy...
— Sądzę, że nie powinniśmy przeciwstawiać przygotowań materialnych duchowym. Te pierwsze mogą nam bowiem pomóc w koncentracji, skupieniu na zbliżających się świętach. Tymczasem mówienie o odpowiednim przygotowywaniu się do świąt nakłada na nas dodatkową presję. Dorzucamy je do listy rzeczy, które musimy wykonać: umyć okna, zrobić zakupy, upiec mazurka i „odpowiednio duchowo przygotować się do świąt”. Jeśli tak będziemy postrzegać Wielki Post, nie będziemy mogli się nim cieszyć.

— Czym więc powinien być dla nas Wielki Post?
— Życie Jezusa było drogą solidarności z człowiekiem, więc nasza droga od Wielkiego Postu do niedzieli wielkanocnej może być drogą naszej solidarności z Bogiem, który stał się Człowiekiem. Wydaje mi się zresztą, że nazwa „Wielki Post” nie jest najlepsza, bo narzuca nam interpretację tego czasu jako okresu, w którym powinno być miejsce przede wszystkim na ascezę i wyrzeczenie. W innych językach, na przykład w łacinie, nazwa Wielkiego Postu to po prostu „40 dni”.

— Po Wielkim Poście mamy Triduum Paschalne kojarzące się ze smutkiem.
— W Świętach Wielkanocnych są zgromadzone wszystkie emocje. Jest lęk i niepokój Wielkiego Czwartku powiązany z radością. Potem Jezus idzie do Ogrójca, gdzie modli się intensywnie i odczuwa strach. I nadchodzi Wielki Piątek związany z cierpieniem i smutkiem spowodowanym osądzeniem Jezusa i Jego śmiercią na krzyżu. Jest też cisza Wielkiej Soboty, kiedy Jezus jest w grobie. A potem nadchodzi radość, że Bóg nie umarł. I wydaje mi się, że trudno jest przeżyć tę radość, jeśli nie doświadczy się wcześniej smutku. Nie ma radości ze Zmartwychwstania, jeśli nie ma cierpienia po śmierci.

— Szczególnie ważną lekcję odbieramy w czasie Wielkiego Piątku...
— Wiele osób mówiąc o śmierci Jezusa, mówi o fizjologicznym, ogromnym cierpieniu, którego doświadczył Chrystus. Trochę chyba jest to spowodowane „Pasją” Mela Gibsona, filmem, którego nie jestem fanem. Tymczasem nie chodzi o skalę cierpienia, ale o to, że była ona wynikiem bezinteresownej miłości Boga do ludzi. Na krzyżu Bóg mówi do nas: „kocham cię nie tylko wtedy, kiedy jest łatwo i jesteś dobry”. Jeśli poczujemy tę miłość, to zrozumiemy, że ona nie kończy się pod krzyżem, więc musimy ją przekazywać światu i ludziom, którzy nas otaczają.

— Śmierć Jezusa na krzyżu powinna być dla nas motywacją?
— Pod krzyżem nie powinnyśmy ziewać, ale poczuć impuls do zmiany. Pokochać samego siebie, by móc tę miłość przekazać innym. Tego uczy nas też przykazanie miłości.

— Mówi się, że żyjemy w społeczeństwie narcyzów, a ksiądz podkreśla, że trzeba kochać się jeszcze bardziej...
— Nasz egoizm zamyka nas w sobie. Bywamy restrykcyjni wobec innych, mamy skłonność do popadania w moralizm. A przecież krzyż powinien nam przypomnieć, że skoro Jezus nie patrzył na nas z góry, to i my powinniśmy być bardziej wyrozumiali wobec innych. Pamiętajmy, że Jezus obmył, jak niewolnik, nogi swoim uczniom.

— A jaka nauka płynie ze Zmartwychwstania?
— Zmartwychwstanie nie miało w sobie triumfalizmu. Jak na takie wydarzenie, było dość intymnym przeżyciem, bo Jezus nie objawił się całemu światu, ale pojedynczym osobom. Może to powinno być dla nas wskazówką dotyczącą tego, jaką drogę powinniśmy podjąć po świętach: nie wielkich słów i wyrzeczeń, ale mrówczej pracy u podstaw — nad swoim życiem, nad swoimi relacjami. Zmartwychwstały Jezus powiedział do apostołów: „Nie lękajcie się”, a przecież to, co stało się między Wielkim Czwartkiem a Zmartwychwstaniem, nie było dla nich sielanką. Wieczernik, w którym byli zebrani, był pełen ich niepokojów, niedomówień. Wśród apostołów był przecież Piotr, który zaparł się Jezusa, Judasz, który zdradził i Jan, który dotrwał przy krzyżu do końca, co mogło budzić pewną zawiść i zazdrość. Ewangelia tego nie opisuje, ale możemy się domyślać, że oczekiwanie na zmartwychwstanie Jezusa nie było łatwe. Jednak z wieczernika wychodzą odmienieni apostołowie — tacy, którzy nie boją się świata, którzy są ze sobą pogodzeni, którzy potrafią stworzyć coś lepszego. To dla nas powinien być wzór.

— Mówi ksiądz o duchowym wymiarze świąt, a zewsząd atakują nas zajączki i kolorowe jajeczka. Coraz częściej można mieć wrażenie, że to one są istotą Wielkanocy.
— Nie lubię narzekania na to, że ten świat nam coś odbiera, że znikają symbole religijne z przestrzeni publicznej. Potraktujemy to po prostu jako wezwanie do tego, żeby wziąć się do roboty. Możemy się przecież zorganizować oddolnie i przygotować na przykład kartki świąteczne z symbolami chrześcijańskimi. Samo narzekanie nic nam nie da, a działając, możemy wzmocnić nasze więzi i relacje. Nie przez walkę, nie przez kłótnię ze zmieniającymi się zwyczajami. Uczmy się od Jezusa, który nie urodził się w Rzymie, ale na peryferiach i który nie zdetronizował cesarza, lecz działał oddolnie.
Nie szukajmy usprawiedliwienia do narzekania i załamywania rąk nad tym, dokąd zmierza świat. On zmierza tam, gdzie chcemy, żeby zmierzał. Jeśli przegapimy szansę na to, by stworzyć przestrzeń do prawdziwego przeżywania świąt, to rzeczywiście pochłonie nas komercja, a Święta Wielkanocne stracą swój religijny charakter. A wina, niestety, leży w nas, bo nie potrafimy pokazać światu tej radości, która płynie ze Świąt Wielkanocnych.

— A kiedy już usłyszymy w kościele „Alleluja!” i zasiądziemy do wielkanocnego śniadania, to jakie myśli powinny tam towarzyszyć?
— Powinniśmy poczuć, że dokonała się jakaś zmiana, że Bóg, który umarł za nas, pokonał śmierć. Jeśli więc siadamy do stołu z jakimiś niepozałatwianymi sprawami, niesnaskami, niedopowiedzeniami, warto by było, żebyśmy potraktowali to jako okazję do przebaczenia, do odszukania w sobie empatii. Jeśli wyjdziemy z kościoła i nic się w naszym życiu nie zmieni, to to „Alleluja” nie wyda odpowiednich owoców.