Tutaj wiatraki szumią jak odrzutowce
2024-03-07 09:43:00(ost. akt: 2024-03-08 10:39:02)
Co łączy ściętego za udział w spisku przeciwko Hitlerowi Heinricha Karola zu Dohna-Schlobitten, autora "Władcy pierścieni" Johna Ronalda Reuela Tolkiena, królewskiego lekarza Johana Bernarda Varnabagena i uduszoną a potem spaloną na stosie Barbarę Zdunk?
Tym razem zakusiło mnie, żeby zobaczyć zimowo-jesienny Reszel, aprzede wszystkim Tołkiny, które niektórzy wiążą z Tolkienem, twórcą "Władcy Pierścieni". Wsiadłem więc w pociąg w Olsztynie i wysiadłem w Satopach-Samulewie. I dalej pojechałem już rowerem. Przyznam, że łatwo nie było, bo do samiutkiego Reszla miałem cały czas pod górkę. na dodatek wiało, więc nawet jak momentami było z górki, to i tak musiałem depnąć na pedały.
Lokomotywa stała jakby skosem w górę. Zginęło 18 osób
Wysiadam zatem na stacji w Sątopach-Samulewie. Przede mną trasa przez Reszel i Tołkiny do Korsz. W sumie niecałe 40 kilometrów. To tutaj w styczniu 1954 roku doszło do tej katastrofy, 350 metrów od nastawni Sątopy-Północ w kierunku Łankiejm. Przyczyną wypadku była ludzka niedbałość, czego efektem były niesprawne hamulce w pociągu towarowym.
Oględziny miejsca katastrofy wykonuje milicjant z Olsztyna. W niezwykle krótkim protokole oględzin pisze: "wagon bagażowy i osobowy 3 klasy całkowicie zmiażdżone i wparte jeden w drugi". Opisuje parowóz towarowy leżący poza torowiskiem. Rysuje też odręczny szkic. Protokół kończy zapisem: "obok wagonów leżą skrzynie z masłem...oraz zabawki dziecinne "misie"".
Na miejsce początkowo przyjeżdża tylko jedna karetka pogotowia. Po drodze zakopuje się jeszcze w zaspach. Dopiero po upływie kilku godzin pojawia się ich więcej. Mieszkańcy Sątop-Samulewa oraz PGR Wojkowo organizują transport rannych saniami do szpitala w Reszlu.
— Jakieś 300-400 metrów przed Sątopami usłyszeliśmy huk, ogromny hałas i polecieliśmy wszyscy do przodu tym korytarzem. Mnie i Zygfrydowi nic się nie stało — wspominał tamto wydarzenie Klaus Holz ze Sterławek. — Widok był okropny. Bardzo dużo ciał zabitych, niektórzy byli zmasakrowani. Lokomotywa stała jakby skosem w górę, tak jakby jej przód uniósł się w powietrze i opierała się o dach zgniecionego wagonu. W katastrofie zginęło w sumie 18 osób.
Francuski patron piekarzy
We wsi stoi kościół z połowy XIV wieku. W środku między innymi rokokowa ambona z 1701 roku i ołtarz główny z 1765 roku. Poprzedni ołtarz z 1515 roku znajduje się obecnie w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie.
Na zewnątrz kościoła zachowała się tablica ku czci parafian poległych w I wojnie światowej. Płaskorzeźba przedstawia Chrystusa na krzyżu i dwóch klęczących obok żołnierzy. Po jej obu stronach znajdują się dwie tablice zawierające nazwiska poległych w czasie I wojny mieszkańców parafii Sątopy.
Za świątynią jest grób proboszcza Franciszka Ludwiga, zastrzelonego przez sowieckiego żołnierza 29.01.1945 r. Wobec proboszcza toczy się aktualnie proces beatyfikacyjny, wspólny z kilkunastoma innymi kapłanami i osobami konsekrowanymi z Warmii.
Za świątynią jest grób proboszcza Franciszka Ludwiga, zastrzelonego przez sowieckiego żołnierza 29.01.1945 r. Wobec proboszcza toczy się aktualnie proces beatyfikacyjny, wspólny z kilkunastoma innymi kapłanami i osobami konsekrowanymi z Warmii.
A kim był patron świątyni? Pochodzącym z Bretanii mnichem, który jest między innymi patronem m.in. pielgrzymów, piekarzy i żeglarzy.
Zginęli przez bicie dzwonów
Dość nietypowo, bo w Sątopach świątynia leży jakby pośrodku cmentarza. Zachowało się na nim trochę starych grobów. Szczególną uwagę przyciąga stojący na tyłach kościoła wysoki, biały krzyż. To mogiła 14 mieszkańców wsi, który Rosjanie rozstrzelali po wkroczeniu do Sątop pod koniec sierpnia 1914 roku. Tego samego dnia, ale wcześniej, zmarł jeden z mieszkańców, dlatego uderzono w dzwony. Chwilę później Sątopy ostrzelała niemiecka artyleria. — Za karę Rosjanie rozstrzelali proboszcza i 14 dalszych schwytanych we wsi osób. Poza tym przebywając we wsi zastrzelili siedmiu innych cywilów — pisze Bruno Riediger w artykule "Rosjanie na Warmii w 1914 roku: przyczynek do cierpień ludności
cywilnej" zamieszczonym w 1996 roku w Komunikatach Warmińsko-mazurskich.
cywilnej" zamieszczonym w 1996 roku w Komunikatach Warmińsko-mazurskich.
Prawosławni po protestantach
Sątopy leżą na Warmii, ale przed wojną mieszkało tam wielu ewangelików. Na początku XX wieku zbudowali sobie niewielki kościółek. Po wojnie stał pusty, aż zainteresowali się nim Ukraińcy przesiedleni tam w ramach Akcji 'Wisła". A dokładniej grekokatolicy, którzy bezskutecznie starali się o umożliwienie odprawiania własnych nabożeństw, w którymś z kościołów katolickich Reszla lub okolic. Kościół rzymskokatolicki nie godził się na to.
Mieszkający w Reszlu Ołeksa Biłyj przez 7 długich lat starał się o umożliwienie odprawiania mszy greckokatolickich w Reszlu lub w okolicy w którymś z kościołów rzymskokatolickich. W końcu zwrócił się z prośbą do władz Cerkwi prawosławnej o utworzenie parafii prawosławnej. Powstała ona w 1963 roku w Sątopach Samulewie. W jej skład weszli też prawosławni przesiedleńcy z Podlasia. Modlili się we wspomnianej kaplicy.
A swoją drogą, Ołeksa Biłyj przechodząc na prawosławie paradoksalnie osiągnął swój cel. Po powstaniu parafii prawosławnej, w Sątopach od razu znalazło się miejsce na odprawianie mszy greckokatolickich w Reszlu.
W 1966 roku, z uwagi na zmniejszającą się liczbę wiernych, siedzibę prawosławnej parafii przeniesiono do Korsz. Opuszczona świątynia plądrowana i okradana z wyposażenia niszczała. W końcu została rozebrana a cegłą posłużyła do budowy jednej z białostockich cerkwi. Obecnie nie ma po niej prawie śladu a o prawosławnym epizodzie w dziejach Sątop przypomina tylko niewielka kwatera na byłym cmentarzu ewangelickim. Zachowało się tam kilka grobów z lat 1954-1958. Prawosławnych, bo napisy na nich są w języku starocerkiewnosłowiańskim lub po polsku. Jak można się domyśleć potem prawosławni wrócili w swoje rodzinne strony, bo na Podlasiu na powroty "przesiedleńców z "Akcji W" władza patrzyła przez palce.
Z Sątop wyruszam asfaltem w stronę Reszla. Tuż za rogatkami wsi natrafiam na resztki torów, które łączyły kiedyś Sątopy przez Reszel z Kętrzynem (Reszel był przedostatnim miastem w Prusach Wschodnich, jakie otrzymało połączenie kolejowe, ostatnie były Mikołajki). W latach 30. ubiegłego wieku na tej linii kursowało 5 pociągów do Kętrzyna i dodatkowo jeszcze dwa tylko do Reszla. Kursy Reszel-Sątopy odnowi0no w końcu lat 50. i skasowano w 1989 roku.
Dziwni Rosjanie: mogli, a nie spalili
Reszel to jedno z najpiękniejszych miast na Warmii i Mazurach. Na dobrą sprawę miasto jest jednym wielkim zabytkiem. Reszel ma dobrze zachowaną średniowieczna zabudowę, której na szczęście nie zniszczyli sowieccy żołnierze. To dziwne, bo w sumie było to ich wojennym zwyczajem w Prusach.
1. Budować reszelski zamek zaczęto w 1350 roku, skończono w 1401. W latach 1806-1807 w czasie dwóch wielkich pożarów zamek został zrujnowany. Przejęli go miejscowi ewangelicy, którzy przekształcili południowe skrzydło zamku w zbór. Stąd ta dziwna wieża, przypominająca zamki z filmów Disney.
Zamek odbudowano na przełomie lat 70/80 ubiegłego wieku. Wstęp jest płatny. W zamku można obejrzeć między innymi wystawę narządzi tortur („Fotel Czarownicy”, „Żelazna Dziewica”, „Kołyska Judasza”...). Mieści się tam też galeria, hotel i restauracja.
2. Kościół św. św. Piotra i Pawła. Świątynię zbudowano w latach 1360 - 1402. Ma aż 51 metrów długości. Wnętrze kościoła głównie XIX-wieczne, ołtarz główny z 1822 roku. Kościół jest otwarty dla turystów. Za niewielką opłatą można wejść na kościelna wieżę i zobaczyć panoramę Reszla. Wstęp na wieżę codziennie od 9:00 do 17:00. W środku warte obejrzenia między innymi cztery figury apostołów z XVII wieku.
Mało kto pamięta, że pod koniec XVIII wieku proboszczem był tutaj Marcin Krasicki, brat księcia poetów, ostatniego przed rozbiorami biskupa warmińskiego Ignacego Krasickiego, piastującego tę funkcję aż do ostatecznego rozbioru Polski w 1795 roku. Proboszcz Marcin Krasicki rezydował w starej plebanii, znajdującej się między zamkiem a kościołem. Tam też odbywały się spotkania rodzinne. Biskup nie miał zresztą specjalnie daleko do Reszla ze swojego Lidzbarka Warmińskiego. Obaj interesowali się wykopaliskami. W 1781 roku znaleźli m.in. starożytną urnę z popiołami.
3. Przez Reszel malowniczo wije się rzeczka Sajna. Można ja przejść i przejechać po dwóch mostach. Jeden powstał w .XIII, a drugi w XIV wieku.
4. Polski kościół, który stał się ukraińską cerkwią. Tak w skrócie można opisać dzieje kościoła pw. św. Krzyża, dzisiaj cerkwi pw. Przemienienia Pańskiego w Reszlu. O tym dlaczego tak się stało napisałem już przy okazji opisu Sątop-Samulewa.
Pierwszą świątynię w tym miejscu zbudowali augustianie w 1347 roku. W kościele głoszono kazania po polsku. Dlatego nazywany był też kościołem polskim. Potem kościół kościół stał się własnością jezuitów i służył jako świątynia dla młodzieży uczącej się w utworzonym przez jezuitów kolegium reszelskim. Obecny kościół zbudowano w latach 1799-1800. W części południowo-wschodniej ściany kościoła zachował się fragment muru gotyckiego.
5. Ale przede wszystkim warto po prostu przejść się po Reszlu, bo to bardzo urokliwe miasteczko. Ciche, wąskie uliczki, stwarzają prawie romantyczną atmosferę. Po to w końcu wybrałem się w końcu lutego
Jeżeli już, to podpalaczka
Każde turystyczne miasto ma jakieś swoje turystyczne legendy. (Olsztyn chyba nie ma?). Ta z Reszla mówi o tym, że w 1811 roku spalono tam ostatnią w Europie czarownicę. A jak było? Trochę inaczej. Fakt, że kobietę zabito.
Barbara Zdunk pochodziła spod Bartoszyc. Po porzuceniu przez męża, jak to się kiedyś mówiło, prowadziła rozwiązły tryb życia. Skończyła z tym, kiedy spotkała miłość swojego życia: miejscowego parobka, niejakiego Jakoba Austera.Ona miała wtedy 38 lat, on 22.
Jednak chłopak opuścił wkrótce kobietę i zamieszkał w innym miejscu, gdzie odwiedzała go porzucona kochanka, grożąc zemstą. W nocy z 16 na 17 września 1807 roku w Reszlu ktoś podpalił ten dom. W sumie spłonęło kilka budynków. Zginęło dwoje ludzi. Podejrzenie padło na Barbarę, którą aresztowano i uwięziono na reszelskim zamku. I skazano na śmierć przez spalenie. Jednak nie za czary, ale właśnie za podłożenie ognia. Czy rzeczywiście to zrobiła? Tego nie wiemy. Wielu historyków uważa bowiem, że ogień podłożyli w rzeczywistości żołnierze armii napoleońskiej.
Kobieta na wykonanie wyroku w celi reszelskiego zamku czekała prawie cztery lata. W tym czasie za zgodą strażników trudniła się nierządem i urodziła dwoje dzieci.
Akta sprawy Barbary Zdunk przeszły przez wszystkie instancje pruskiego sądownictwa. Trafiły nawet do króla Prus Fryderyka Wilhelma III. Wyrok utrzymano w mocy. Barbarę Zdunk (miała w tym czasie czworo dzieci) stracono 21 sierpnia 1811 na Szubieniczej Górze blisko Reszla. Jednak nie spłonęła żywcem na stosie. Wcześniej udusił ją kat. Stało się to na Wzgórzu Szubienicznym, które znajduje się tuż za rogatkami Reszla, przy drodze do Korsz. W miejscu kaźni stoi krzyż.
W 2011 roku, w 200 rocznicę stracenia Barbary Zdunk, w Reszlu odtworzono jej proces i spalenie na stosie. Wywołało to spore kontrowersje. Ówczesna minister Elżbieta Radziszewska (pełnomocnik rządu ds. równego traktowania kobiet) zaapelowała o rezygnację z rekonstrukcji. Radziszewska wyrażała zaniepokojenie przesłaniem, które może nieść taka inscenizacja i przypomniała związek tzw. palenia czarownic w średniowieczu z uprzedzeniami i dyskryminacją kobiet.
Organizatorzy inscenizacji nie odwołali, ale nie umieścili na płonącym stosie manekina.
Co świadczyło o czarach?
Dodajmy jeszcze, że wiedźma (od: ma wiedzę) — w ludowym ujęciu to kobieta, która ma głęboką wiedzę z zakresu ziołolecznictwa, często żyjąca w harmonii z naturą. W czasach przedchrześcijańskich to właśnie wiedźmy zajmowały się leczeniem lokalnych społeczności. W terminologii kościelnej (średniowiecznej) wiedźmy to pomocnice diabła, często przedstawiane jako demony w ludzkiej skórze.
W książce "Kętrzyn. Dzieje miasta" znalazłem ciekawe wytłumaczenie, dlaczego w dawnych czasach stosowano tortury. Ano z.... troski o dobro oskarżonych. Zgodnie bowiem z prawem, oskarżonemu trzeba było w ciągu dwóch dni udowodnić winę, albo... zwolnić. A najważniejszym dowodem, gdy brakowało świadków, było przyznanie się do winy.
— Zatem... gdy brakowało... świadków, a osoby nie złapano na gorącym uczynku, szybko przystępowano do tortur, aby dotrzymać terminu — pisze dr Jerzy Kiełbik w rozdziale tej książki poświęconym Kętrzynowi w latach 1525-1806.
A co w dawnych latach czasach świadczyło oczarach? — 1) pakt z diabłem, 2) utrzymywanie kontaktów cielesnych z diabłem, 3)umiejętność latania w powietrzu, 4) sabat, 5) czary szkodliwe — wylicza Jacek Wijaczka w swojej znakomitej książce "Procesy o czary w Prusach Książęcych (brandenburskich) w XVI-XVIII wieku.
W każdym razie tuz za Reszlem, przy drodze do Gudników a potem Korsz stoi krzyż upamiętniający to wydarzenia.
Tutaj spoczywa królewski lekarz
Jak to się stało, że do malutkich Gudników zawędrował a potem pomarł Johan Bernard Varnabagen? Tego nie wiem. Spoczywa on w kościele w Gudnikach a na płycie stoi: „ Roku pańskiego 1647 w kwietniu zmarł w Bogu w wieku 43 lat i został pochowany Szanowny Pan Johan Bernard Varnabagen , były lekarz przyboczny Jej Wysokości Królowej Szwecji Krystyny żony Gustawa II Adolfa”.
Sam kościół, zbudowany z cegły i kamienia polnego, pochodzi z drugiej połowy XIV wieku z wieżą z 1731 roku i ma pięknie malowany sufit z 1744r. autorstwa Johanna Jerusalema z Frydlandu.
Przy kościele zachował się granitowy pomnik poświęcony 17-nastu mieszkańcom poległym w czasie I wojny światowej. W 2011 roku obok postawiono obelisk poświęcony Katastrofie Smoleńskiej. Na położonym tuż za wsią cmentarzu spoczywa wielki królewski budowniczy dróg Friedrich Mulnier, który wybudował w latach 30./60. XIX wieku drogę brukową Królewiec–Ełk wiodącą przez Bartoszyce Kętrzyn i Giżycko. W paru miejscach zachowały się do naszych czasów słupki milowe, które niegdyś stały przy tej drodze. Na zdjęciu słupek stojący teraz w Muzeum Mazurskim w Owczarni.
Na krzyżu w tłumaczeniu widnieje napis ”Który był tak pobożny i tak dobry że mógł być tylko w Bogu. Jak bardzo błogosławieni są czyści. To jest pociechą dla tych których pozostawił”.
Na cmentarzu zachował się też kaplica rodu von der Groeben z Łankiejm, którzy przez czas jakiś, władali też Tołkinami. W środku znajdowały się 4 trumny, które zostały zniszczone w latach 60-tych XX wieku. Szczątki pochowano po lewej stronie kaplicy.
Jak zobaczycie w galerii kościół wymaga pilnego remontu. A swoją, ci którzy pyszczyli, że Kościół dostaje spore dofinansowania na remontu kościołów powinni zrozumieć, że wiele z nich to bardzo cenne zabytki. Nie tylko katedra we Fromborku czy olsztyńska konkatedra, ale także takie przepiękne kościoły jak ten w Gudnikach, który prosi się o remont.
Tolkien z Tołkin?
Czy John Ronald Reuel Tolkien ma pruskie korzenie? Wszystko wskazuje, że ma. Czy zatem jego przodkowie pochodzą z podkętrzyńskich Tołkin? Oto jest pytanie…
Tolkien to jeden z najbardziej znanych pisarzy na świecie. Jedni czytali „Władcę pierścieni” i „Hobbita”, inni oglądali a jeszcze więcej pewnie o nim słyszało. Dlatego ustalenia genealogów, że jego rodzina wywodzi się z Prus wywołały prawdziwą sensację.
Ostrzyliśmy już sobie zęby na potwierdzenie informacji, że jego nazwisko wzięło się od nazwy miejscowości Tolkynen, Tolksdorf czyli dzisiejszych Tołkin. Wieś leży jakieś 15 kilometrów od Kętrzyna. I podróżującym koleją kojarzy się przede wszystkim z brzydkim dworcem. Z okien pociągu można jednak dostrzec kościelną wieżę miejscowego kościoła z XIV wieku. Zachowała się w nim kamienna chrzcielnica z XV w. Czy to tutaj ochrzczono pogańskich przodków Tolkiena? Raczej nie, bo w tamtym czasie Prusowie byli już w większości chrześcijanami. Może jednak po prostu chrzczono tam pruskich przodków Tolkiena?
Tak to nadzieje mieliśmy kilkanaście lat temu, kiedy po raz pierwszy pojawiła się ta informacja. Okazało się jednak, że Tolkienowie faktycznie pochodzą z Prus, ale z okolic miasteczka Krzyżbork w Natangii, leżącego dzisiaj w obwodzie królewieckim, 27 kilometrów na północ od Górowa Iławeckiego i 12 od polskiej granicy. Jeden z niemieckich historyków odkrył tam ślady Tolkienów pochodzące aż z XV wieku. Nie jest też do końca pewne czy “dziadek” Tolkien rzeczywiście był Prusem czy też jednak Niemcem. Jeżeli był Prusem to jego nazwisko naukowcy wywodzą się od pruskiego słowa “tolkin”, tłumacz. Z czasem z Prus Tolkienowie przenieśli się do Gdańska, potem Saksonii i na koniec do Anglii, ale twórca “Hobbita” urodził się w Południowej Afryce.
Jeżeli już jesteśmy w Tołkinach to warto wspomnieć o jednym z ostatnich właścicieli majątku w tej wsi, a dokładniej męża jego właścicielki. Ale po kolei. Założycielem wsi był niejaki Mathes Tolc, Prus z pochodzenia i to on dał nazwę wsi w dalekim 1364 roku. Potem wieś popadła w ręce niemieckich rodów, choć w żyłach niektórych z nich buzowała słowiańska krew. Stało się to w końcu XVIII wieku, kiedy to w 1772 roku właścicielką Tołkin została Antonina von Bonin, która poszła za mąż za Filipa Karola Ludwika von Borcke.
Praprzodek wspomnianego pana trojga imion pochodził z pomorskich Słowian i zwał się Borko, a jego następcy przez czas jakiś pieczętowali się jako von Borko. Wspomniany Borko poległ w boju z wojami margrabiego brandenburskiego Ottona. Żyjący 100 lat później Matzke von Borcke był ostatnim kasztelanem kołobrzeski i trzymał już z brandenburczykami. A wspomniany jeden z ich dalekich następców wżenił się w Tołkiny.
Ostatnią właścicielką tołkińskiego majątku była Maria-Agnes von Borcke, której mężem w 1920 roku został książę Heinrich Karol zu Dohna-Schlobitten. Ród Dohna składał się z kilku linii i był najpotężniejszy w Prusach. Książę był zawodowym wojskowym, walczył w czasie I wojny. W czasie drugiej był szefem sztabu Grupy Armii „Środek”, która działała na froncie wschodnim. Potem pełnił służbę we Francji, Norwegii i Finlandii. Z wojska odszedł na własną prośbę w 1943 roku i wrócił do majątku. Związał się wtedy ze spiskowcami, którzy chcieli usunąć Hitlera i w ten sposób uratować Niemcy przed ostateczna klęską.
Po śmierci Hitlera miał zarządzać Prusami Wschodnimi. Aresztowano go dzień po nieudanym zamachu na Hitlera dokonanym przez Clausa Schenka von Stauffenberga. Stracono go 14 września 1944 roku a jego żonę wysłano do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Maria-Agnes przeżyła wojnę i zmarła w 1983 roku. Pałac w którym mieszkali spalili w styczniu 1945 roku sowieccy żołnierze.
Zachował się za to kościółek, gdzie można zasiąść w XVI i XVII wiecznych ławkach i pokontemplować ołtarz, którego fragmenty pochodzą z początku XVII wieku. O ile oczywiście świątynia będzie otwarta. Kiedy ja tam byłem, była niestety zamknięta. W kościele znajduje się tablica poświęcona księciu Heinrichowi zu Dohna ufundowaną przez jego dzieci, którą odsłonięto w 1994 roku a w kruchcie granitowa chrzcielnica z XV wieku.
Na tyłach cmentarz zachowały się płyty nagrobne Albert Eugen von Borcke (1795-1848) i jego żony Bernhardine Adelheid von Borcke (1797-1858), które próbowano ukraść w 2009 roku. O ile napis na grobie kobiety ogranicza się do tytulatury i dat, to jej mąż ma bardziej rozbudowany napis, z którego dowiemy się, że Albert Eugen "dziedziczny pan na dobrach w Tołkinach i Starogardzie" był rycerzem zakonu joannitów oraz posiadaczem żelaznego krzyża II klasy i krzyża św. Anny Cesarstwa Rosyjskiego.
Przed kościołem zachował się kilka żeliwnych krzyży. — Kilka lat temu staraniem mieszkańców wsi i ks. proboszcza Pawła Biadunia cmentarz został uporządkowany. W trakcie prac odkopano kilka żeliwnych krzyży, które wyeksponowano w jednym miejscu — pisze Tadeusz Korowaj w "Dziedzictwie kulturowym powiatu kętrzyńskiego", z którego to opracowania zaczerpnąłem też przekład napisu z płyty nagrobnej.
Wiatrakowa okolica
Z Tołkin pojechałem szutrem w kierunku asfaltu zaczynającego się dla mnie w Kraskowie. Po drodze towarzyszył mi szum wiatraków. Nie był zbyt agresywny, ale cały czas miałem wrażenie, że nad głowa latają jakieś odrzutowce.
Z Tołkin pojechałem szutrem w kierunku asfaltu zaczynającego się dla mnie w Kraskowie. Po drodze towarzyszył mi szum wiatraków. Nie był zbyt agresywny, ale cały czas miałem wrażenie, że nad głowa latają jakieś odrzutowce.
W Kraskowie wstąpiłem na chwilę na miejscowy cmentarz i podumałem pod młyńskim kołem wbudowanym w kościelny mur tuż koło wejścia. Ten zwyczaj nie został do końca wyjaśniony. Takie koła znajdują się w prawie 150 świątyniach stojących w Niemczech i Polsce. Kościół w podolsztyńskich Gryźlinach ma ich aż dwa, a w podlidzbarskim Rogiedlu kamieniowi towarzyszy dla odmiany kamienna kula armatnia.
Przyczyn dla których w średniowiecznych kościołach umieszczano ten młynarski rekwizyt może być kilka.Jedną z nich tłumaczy teoria Młyna Eucharystycznego/Mistycznego/Bożego. Takie określenia pojawiły się w XIII wieku. Na obrazach o tej tematyce czterech Ewangelistów wsypuje przez lejek na kamienie młyńskie ziarno (słowo Boże), a z powstałej w ten sposób mąki wyrabiany jest chleb eucharystyczny.
Korsze: od leszczyny do torów
Korsze to już nie Mazury, ale dawna Barcja. Życie tej sennej wioski, której nazwa pochodzi od pruskiego "karsens" czyli leszczyna, zmieniła kolej. Bowiem to tam skrzyżowało się kilka linii kolejowych, z Królewca do Ełku i z Berlina do Królewca, potem też do Olsztyna. Zbudowano też linie lokalne do Reszla, Mrągowa, Bartoszyc i Sępopola. Sercem Korsz był zatem dworzec kolejowy a elitą kolejarze. Dzisiaj z tych wszystkich linii pozostała tylko ta z Olsztyna do Ełku. I pamiątkowa lokomotywa z 1952 roku stojąc a nieopodal dworca.
A wracając do Ołeksy Biłego i prawosławnej historii, która zaczęła się w Satopach. Cerkiew w Korszach do dzisiaj służy wiernym. Z tyłu znajduje się niewielki, prawosławny cmentarzyk. I żałuję bardzo, że dopiero pisząc ten tekst wpadłem na to, że mogłem zobaczyć, czy spoczywa na nim także Ołeksa Biłyj.
Igor Hrywna
Trasa: Sątopy-Samulewo - Reszel - Gudniki - Tołkiny - Kraskowo - Korsze. Trasa około 36 kilometrów+zwiedzanie Reszla.
Inne trasy są TUTAJ
.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez