Polska-Rosja: historia obsesji, obsesja historii
2024-05-13 08:41:00(ost. akt: 2024-05-13 08:55:49)
— Ludzka głowa kosztowała trzy złote, noga – dwa złote, gawron – tyle samo. Mysz – złotówkę, kot – osiem złotych, a pies – piętnaście złotych — zanotował kijowski kupiec Bożek Bałyk sytuację polskich żołnierzy broniących się na Kremlu w początkach XVII. A przecież mogło być inaczej i moskiewskim carem mógł zostać polski królewicz. Ale czy to inaczej oznacza lepiej dla Rzeczypospolitej?
Książka-rozmowa Andrzeja Chwalby i Wojciecha Harpuly jest fascynująca. Dla mnie przede wszystkim dlatego, że mogłem poznać inne spojrzenie na polsko-rosyjskie relacje. To dla mnie, zafascynowanego Piłsudskim, także ciężka próba dla moich antyrosyjskich poglądów. Bo o ile nie zgadzam się, że Polacy są rusofobami, to ja nim chyba jestem. Nie przeszkadza mi to jednak specjalnie, bo uważam, że dopóki w Rosji nie dokona się derusyfikacja, to Rosjanie będą naszymi wrogami.
— Jesteśmy więźniami własnych obsesji, które jeśli nawet na jakiś czas znikają, to jedynie po to, by z jeszcze większą mocą ponownie się objawiać. Nasze myślenie o Rosji i Rosjanach oraz wzajemnej historii wciąż jest irracjonalne i silnie nacechowane emocjami, a emocje nie pozwalają na trzeźwą ocenę sytuacji — mówi profesor Chwalba w jednym miejscu.
I jakby zaprzecza tej tezie w innym.
— Opowiadając o Rosji i jej specyfice, nie sposób pominąć wynikającego z tej koncepcji faktu, że imperatyw parcia na zewnątrz, poszerzania granic, zajmowania nowych ziem to trwały składnik jej państwowej tożsamości. To, co dla nas, Polaków, jest śmiertelnym zagrożeniem, dla Rosjan jest naturalne. Godne pochwały (…). Tylko dwukrotnie w swojej historii – na początku XVII wieku i po rozpadzie ZSRR – Rosja musiała się skupić na swoich wewnętrznych sprawach. Później, gdy okrzepła, wkraczała w stare koleiny, rozpychała się w Europie i na świecie. Obecnie robi to samo — dowodzi Andrzej Chwalba.
— Inaczej nie potrafi? — pyta Wojciech Harpula.
— Nie potrafi, nie może, nie chce. Żeby przestać, musiałaby wymyślić siebie na nowo — odpowiada profesor. Czyż ta opinia nie jest jednak przejawem owej „obsesji”? Bo przecież, żeby wymyślić siebie na nowo, Rosjanie musieliby sami siebie derusyfikować, pozbawić się tej imperialnej tradycji.
— Inaczej nie potrafi? — pyta Wojciech Harpula.
— Nie potrafi, nie może, nie chce. Żeby przestać, musiałaby wymyślić siebie na nowo — odpowiada profesor. Czyż ta opinia nie jest jednak przejawem owej „obsesji”? Bo przecież, żeby wymyślić siebie na nowo, Rosjanie musieliby sami siebie derusyfikować, pozbawić się tej imperialnej tradycji.
Chcieli dać Polsce Serbię
Rozmowa Chwalby i Harpuly toczy się głównie wokół spraw dawnych, a przez to w Polsce zapomnianych, jak choćby szlacheckie pomysły, by na polskim tronie osadzić psychopatę i zbrodniarza cara Iwana Groźnego. Bo historia relacji polsko-moskiewskich nie zaczyna się od wojen, ale od wspomnianego pomysłu z 1572 roku, który był popularny na Litwie, ale i w Koronie miał zwolenników. Car musiałby jednak przejść na katolicyzm, co z góry cały zamysł sytuowało w sferze fantastyki politycznej. Wtedy pojawił się pomysł, że może królem zostałby jego syn Fiodor. Car zgodził się na to, ale jednym z warunków było, że na króla polskiego na Wawelu koronuje go… moskiewski patriarcha. I tak pomysł upadł, ale po 20 latach i wyprawach Stefana Batorego Fiodor, już jako car, przystał na rozmowy z Rzeczypospolitą. Moskiwcini zaproponowali w ramach przymierza między innymi wspólną wyprawę przeciwko Turcji. Rzeczpospolita po zwycięstwie miała dostać… Bośnię, Serbię oraz Węgry.
Litwini, którzy mocno obstawali za Fiodorem, o którym nie chciała słyszeć szlachta z Korony, zaproponowali, aby do wyborów dopuścić trzech kandydatów, w tym Fiodora, a wybrać jednego przez… losowanie. Pomysł jednak padł.
A kilkanaście lat później carem moskiewskim prawie został królewicz Władysław. Jeden z warunków: przejście na prawosławie. Wszystko było na dobrej drodze. W cerkwiach wprowadzono do liturgii modlitwy za nowego cara i wybito monetę z jego wizerunkiem. Na objęcie tronu nie zgodził się jednak jego ojciec Zygmunt III Waza, który sam chciał zostać carem, na dodatek katolickim. Polacy zostali otoczeni na Kremlu i doszło do sytuacji wspomnianej na początku tekstu.
— Jeżeli Zygmunt III zgodziłby się na przejście syna na prawosławie (…) Władysław Zygmuntowicz zostałby zapewne carem (…). Jeżeli (…) utrzymałby się na tronie, to w perspektywie pokolenia, najwyżej dwóch, kremlowscy Wazowie staliby się wyrazicielami interesów Moskwy — uważa Andrzej Chwalba. Więc może w rozbiorach braliby moskiewscy Wazowie?
Pierwsza połowa XVII wieku to był czas, kiedy Rzeczpospolita utrzymywała przewagę nad Moskwą. Wygrała jeszcze wojnę 1632-1634. Potem było już tylko gorzej. Między innymi dlatego, że szlachta nie doceniła pragnienia kozaków, którzy chcieli stać się jej częścią.
— Kozacy czuli się częścią Rzeczypospolitej, ale ta odmawiała przyznania im choćby ograniczonych praw politycznych (…). Godność kozacka była naruszana przez egoistyczne, krótkowzroczne działania szlachty polskiej — podkreśla prof. Chwalba. I dodaje swoja opinię o Bohdanie Chmielnickim: — Podniósł bunt, bo uznał, że prawa Kozaków i szerzej: ludności ruskiej na Ukrainie nie są szanowane. Był jednak obywatelem Rzeczypospolitej, nie pojmował imperatywu „zbierania ziem ruskich”. Dla niego układ z państwem moskiewskim miał być taktyczną zagrywką. Dla Moskwy był olbrzymią szansą, wydarzeniem o niezwykłej doniosłości.
Potem była jeszcze próba naprawienia tych relacji w unii hadziackiej 1658 roku, która zakładała przekształcenie Rzeczpospolitej Dwojga w Trojga Narodów. Do Korony i Litwy miało dołączyć Księstwo Ruskie.
Hadziacz nie wyszedł, bo nie chciała go szlachta, ale i dlatego, że zdaniem prof. Chwalby tylko nieliczni Kozacy rozumieli, że „mając do wyboru Rzeczpospolitą i Moskwę, lepiej postawić na Lachów, bo mają lepszą ofertę”.
Wszystkiemu winni romantycy?
Ostatnio przez Rzeczpospolitą przetacza się burza związana z kanonem lektur szkolnych i tym, czego będzie się uczyć na lekcjach historii. Zagrożeni mają być między innymi „romantycy”. Zdaniem Andrzeja Chwalby to oni odpowiadają w głównej mierze za to, że Rosja stała się dla Polaków „piekielną krainą”. Czyli są twórcami czarnego PR-u.
Jesteśmy zatem w XIX wieku. Wielu Polaków swoje polityczne nadzieje wiąże z Napoleonem, który, choć był popularny w Księstwie Warszawskim, to już nie wśród litewskich Polaków. Powstał wtedy nawet plan unii Rosji z Litwą, czyli polską szlachtą. Taki pomysł firmował na przykład Tomasz Wawrzecki, drugi i ostatni naczelnik insurekcji kościuszkowskiej. Car się jednak nie zdecydował się na taki krok.
— Wkroczenie Napoleona na Litwę nie wywołało entuzjazmu znanego z kart Pana Tadeusza. Część szlachty, jak Jacek Soplica, przystąpiła do profrancuskiej konfederacji, ale to była mniejszość — podkreśla prof. Chwalba. I dodaje, burząc mit o bitwie pod Borodino, w której w 1812 roku Rosjanie pokonali Francuzów: — My pamiętamy o żołnierzach księcia Józefa Poniatowskiego, który walczyli u boku Napoleona i zapominamy, że po drugiej stronie „równie mężnie stawały pułki polskie po stronie rosyjskiej (…). Służyło w nich wielu dawnych żołnierzy Kościuszki”.
Zwycięski car Aleksander I myślał o jakiejś formie unii personalnej Królestwa Polskiego i Rosji. — Z dzisiejszej perspektywy trudno może zrozumieć, że pierwszej wizycie cara w Warszawie towarzyszył autentyczny entuzjazm. „Boże, coś Polskę”, znana pieśń Alojzego Felińskiego napisana w 1816 roku, pierwotni nosiła tytuł „Boże, chroń króla” i była śpiewana jako manifest wiary w to, że Polskę pod rządami Aleksandra I czeka jak najlepszy los — przekonuje Andrzej Chwalba. I dodaje, że królestwo kwitło: — Za chlebem zaczęli do nas przyjeżdżać (…) osadnicy z Niemiec, Belgii, Czech I Wielkopolski.
To zmienił wybuch Powstania Listopadowego, do którego inicjatorów Chwalba nie ukrywa chłodu i twierdzi, że po prostu nie myśleli, bo „gdyby którykolwiek ze spiskowców zadał sobie pytanie o możliwe konsekwencje zbrojnego wystąpienia, to być może podchorążowie zostaliby w koszarach”.
Jego zdaniem to właśnie upadek Powstania zrodził antyrosyjską obsesję, a jego twórcami byli Adam Mickiewicz i inni romantycy. — Po powstaniu i on, i pozostali twórcy tego okresu robili wszystko, by przekonać Polaków o konieczności konfrontacji z Rosją. Nadali walce z Moskalami sankcję moralną — uważa Andrzej Chwalba.
Kto nie zna historii, ten nie ma przyszłości. Zapamiętajmy zatem jego opinię, że Rosja wczoraj i dzisiaj przyjmowała „zachodnie rozwiązania nie po to, aby stawać się częścią szerszej wspólnoty, lecz po to, by lepiej budować własny świat. Po to, by dzięki modernizacji Zachód pokonać”.
Igor Hrywna
Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula, „Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii”, Wydawnictwo Literackie.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez