Podążając za marzeniami, znalazła miłość
2020-09-06 18:00:00(ost. akt: 2020-09-06 17:18:31)
Chang pochodzi z Tajwanu, Dawid z Nidzicy. Poznali się w Irlandii. Już podczas pierwszego spotkania spodobali się sobie, ale najpierw zostali bardzo dobrymi przyjaciółmi. Miłość przyszła do nich trochę później. Ślub wzięli w 2019 roku. — Tak naprawdę, to mieliśmy aż cztery uroczystości związane z zaślubinami — mówią.
Chang Yu Ju urodziła się w Tajwanie. Tam spędziła dzieciństwo, młodość, zdobyła wykształcenie. Jest nauczycielką języka angielskiego i chińskiego. Obecnie uczy tych języków online na platformie internetowej.
— Jest to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ mogę pracować z każdego zakątka świata. Potrzebuję tylko laptopa i dostępu do internetu. Udzielam głównie lekcji swoim rodakom, ale mam uczniów także z Europy i Stanów Zjednoczonych — mówi Chang, która dla celów związanych z pracą przyjęła pseudonim Jessica.
— Od zawsze podobało mi się to imię. Jest ono dla Europejczyków łatwiejsze do wymówienia niż moje chińskie — wyjaśnia.
Chang biegle mówi językiem chińskim, który jest językiem urzędowym w Tajwanie, doskonale zna angielski, mówi także po japońsku i tajwańsku, którego nauczyła się w domu od babci i mamy.
— Jest to język regionalny, tradycyjny, którego nie uczy się w szkole, ale większość rodziców dba o to, aby ich dzieci go znały. Są też mieszkańcy Tajwanu, którzy tej tradycji nie kultywują — wyjaśnia.
Od momentu poznania Dawida, mówi trochę po polsku i ciągle się uczy języka polskiego. Potrafi powiedzieć m.in. mama, tata, babcia, rosół, bigos, lody, schabowy, pierogi. Z mężem porozumiewa się w języku angielskim.
Chang od młodości bardzo interesowała się Europą, jej kulturą, architekturą, obyczajami, zabytkami. Najpierw czytała na ten temat książki, szukała informacji w internecie, a potem marzyła, aby je zobaczyć na własne oczy. Jest otwarta na świat, na innych ludzi.
Jej marzenie zaczęło się spełniać. Skorzystała z pracująco-turystycznej wizy, pozwalającej podróżować, zwiedzać i pracować w wybranym kraju. Taką możliwość ma każdy Tajwańczyk, który nie skończył 30 lat.
Chang wyjechała, co prawda nie do Europy, ale do Australii, bo taką wizę dostała. Wyjechała, ale w trakcie zwiedzania Australii dostała wiadomość, że jej mama jest ciężko chora. Wróciła natychmiast do domu. Mama, niestety, zmarła.
— Przed śmiercią powiedziała mi, żebym podążała za marzeniami i poznawała świat. Był to bodziec do tego, żebym wystąpiła o kolejną wizę. I dostałam ją. Tym razem wybrałam Irlandię, bo tam mówią po angielsku i był to kraj, o którym niewiele wiedziałam— wspomina Chang. Zamieszkała w Limericku i pracowała w restauracji chińskiej. Mieszkał tam również Dawid i też pracował w restauracji chińskiej.
— Któregoś dnia wszedłem do restauracji i oniemiałem... za barem stała piękność. Od razu wywarła na mnie piorunujące wrażenie. W oku zapaliła się iskierka — wspomina Dawid. — Ja też zwróciłam na niego uwagę. Taki przyjacielski, uśmiechnięty i z wielkim poczuciem humoru — mówi Chang.
Od razu nawiązali rozmowę. Przegadali każdą wolną chwilę w pracy. Nie zabrakło im tematów do rozmowy. Nie było między nimi takiej niezręcznej ciszy. Spotykali się w pracy. Dawid przechodził wówczas trudną sytuację rodzinną. Chang nie szukała męża, chciała tylko zwiedzić Irlandię i wrócić do dom
Bardzo się polubili. Zostali świetnymi przyjaciółmi. Bywało, że przegadali całe noce. Pomagali sobie. Dawid, gdy Chang zachorowała, opiekował się nią, bo nie mogła pomóc jej rodzina.
— Chang nie miała tu nikogo bliskiego. Odwiedzałem ją w szpitalu, dodawałem jej otuchy, robiłem zakupy — mówi Dawid.
— Chang nie miała tu nikogo bliskiego. Odwiedzałem ją w szpitalu, dodawałem jej otuchy, robiłem zakupy — mówi Dawid.
Chang we wrześniu 2016 roku wyleciała do domu. Było im ciężko rozstawać się. Zdecydowali, że nadal będą kontaktowali się ze sobą przez internet. To rozstanie sprawiło, że zaczęli za sobą tęsknić, że brakuje im siebie, brakuje im spotkań i długich rozmów.
I w końcu Dawid poleciał do Tajwanu. Z zaproszeniem go przez Chang była trochę dziwna historia. Jej rodzina i przyjaciele nie wierzyli, że ma białego przyjaciela. — Mówili, że on oszukuje, bo biali są niewierni, że on tylko obiecuje, a na pewno nie przyleci — śmieje się Chang.
Dawid dodaje, że poleciał nie po to, aby coś udowodnić, ale dlatego, że obydwoje bardzo tęsknili za sobą i chcieli się zobaczyć. Miało to być kolejne spotkanie dwojga dobrych przyjaciół. Rodzina Chang przyjęła Dawida życzliwie i serdecznie.
— Bardzo spodobał się mojej rodzinie. Zrobił na niej dobre wrażenie. Tata od razu był przekonany, że to uczciwy człowiek z dużym poczuciem humoru. Przyjaciele też go szybko zaakceptowali — mówi Chang.
— Bardzo spodobał się mojej rodzinie. Zrobił na niej dobre wrażenie. Tata od razu był przekonany, że to uczciwy człowiek z dużym poczuciem humoru. Przyjaciele też go szybko zaakceptowali — mówi Chang.
Po trzech tygodniach wspólnie spędzonego czasu wiedzieli, że przyjaźń przerodziła się w miłość, że nie będą mogli już bez siebie żyć.
— Serce mówiło, żeby zostać, a rozum mówił co innego. Musiałem wrócić do pracy do Irlandii, pozałatwiać wszystkie swoje sprawy rodzinne. I z bólem serca wyjechałem — wspomina Dawid.
— Serce mówiło, żeby zostać, a rozum mówił co innego. Musiałem wrócić do pracy do Irlandii, pozałatwiać wszystkie swoje sprawy rodzinne. I z bólem serca wyjechałem — wspomina Dawid.
Do wakacji kontaktowali się przez internet, rozmawiali przez telefon. Tęsknota była coraz większa. I wreszcie w wakacje Chang przyleciała do Irlandii. Postanowili odwiedzić rodzinę Dawida. W Nidzicy byli 2 tygodnie.
— Mama Dawida przyjęła mnie bardzo ciepło, jak prawdziwa mama. Okazała mi wiele serdeczności, sympatii. Szybko złapałyśmy kontakt. I tak jest do tej pory — mówi Chang. Będąc w Nidzicy, co roku, zwiedzają Polskę. Chang poznała Gdańsk, Warszawę, Wrocław.
Pierwsze wrażenia po przyjeździe do Nidzicy? — Bardzo ładne miasteczko, dużo teraz jest remontów dróg, wokół piękne jeziora i bardzo mili i sympatyczni ludzie. Nikt na mnie nie patrzy jak na dziwoląga — mówi Chang.
Smakuje jej również polskie jedzenie i lokalne trunki. Najbardziej polubiła rosół, który gotuje mama Dawida i gulasz przyrządzany przez Dawida. Zachwycona jest bigosem, pierogami z jagodami z cukrem i z bitą śmietaną.
— W Tajwanie też robimy pierogi, ale nigdy nie jemy ich na słodko. To był dla mnie szok, że pierogi można jeść na słodko. Bardzo lubię również bigos, schabowego, naleśniki z cukrem, kotlety mielone, uwielbiam truskawki, ciasto truskawkowe i lody — wylicza Chang. Mama Dawida dodaje, że co drugi dzień gotuje rosół i robi naleśniki lub pierogi. Cieszy się bardzo, że polskie jedzenie smakuje jej synowej.
— Podczas wizyt w Nidzicy wyrobiliśmy sobie małą tradycję. Za każdym razem wspólnie z moją siostrą gotujemy kilkudaniową orientalną kolację. Hitem jest danie mojej żony: mięso z jelenia w chińskim stylu. Również obowiązkowym punktem są gofry z bitą śmietaną — mówi Dawid.
Wakacje się skończyły. Trzeba było wracać do pracy, Dawid do Irlandii, a Chang do siebie. Wkrótce Dawid na 3 miesiące wyjechał do Tajwanu. Już wtedy wiedzieli, że na pewno muszą być razem. Byli pewni, że się kochają i nie mogą bez siebie żyć. W 2019 roku wzięli ślub.
Dawid dodaje, że mieli aż cztery uroczystości związane z zaślubinami.
Najpierw odbyły się zaręczyny. Chang ubrana była w białą suknię, a Dawid w garnitur.
Najpierw odbyły się zaręczyny. Chang ubrana była w białą suknię, a Dawid w garnitur.
— Przeniosłem moją narzeczoną przez próg. Musiałem przekonać rodzinę, że jestem jej wart. Żeby to udowodnić musiałem wykonywać różne zadania, np. zjeść jak najszybciej pączka zawieszonego na sznurku. Nie było to proste zadani — mówi Dawid.
Członkowie rodziny zadawali różne pytania. Jeśli odpowiedział źle, to musiał wykonywać pompki, masować ojca Chang lub podnieść kogoś z rodziny. Egzamin zdał. Najważniejsze było, że zaakceptowała go Chang.
— Na zakończenie zaręczyn zamiast pierścionka, jak w Polsce, nałożyłem jej bucik — wspomina Dawid.
Potem był urzędowy ślub w obrządku tajwańskim. Ślub brali 31 stycznia 2019 roku, ale w urzędzie zapisano datę ich ślubu na 8 lutego.
— Ja w horoskopie chińskim jestem psem i nie mogę brać ślubu w roku psa, bo to przyniosłoby nieszczęście, dlatego data jest późniejsza. Żeby wziąć ślub w urzędzie, Dawid musiał przyjąć chińskie nazwisko, które mu wybrano, a brzmi ono Chang Yu Ning.
— Najgorsze było to, że w ciągu godziny musiałem nauczyć się podpisu w alfabecie chińskim, żeby podpisać dokument ślubu. Ćwiczyłem ten podpis i ćwiczyłem. W końcu udało mi się podpisać akt małżeństwa — wspomina Dawid.
W urzędzie zostali przyjęci bardzo dobrze. Udzielili krótkiego wywiadu dla miejscowej gazety, zrobiono im zdjęcia.
Dlaczego? — Bo był to pierwszy ślub białego z Tajwanką — śmieją się.
Dlaczego? — Bo był to pierwszy ślub białego z Tajwanką — śmieją się.
Po tym ślubie młodzi i rodzina udali się do wcześniej wynajętego hotelu, przebrali się w tradycyjne stroje i tu odbył się prawdziwy ślub rodzinny. Złożyli sobie przysięgę małżeńską, którą sami ułożyli.
— Ja mówiłem o tym jak będę się nią opiekował, pomagał jej i dbał o nią. Świadkami naszej przysięgi była rodzina żony. Nałożyliśmy sobie obrączki. Był to bardzo wzruszający moment, którego na pewno nie zapomnimy — mówią małżonkowie.
Po uroczystościach wrócili do Irlandii. Chang poleciała jako członek rodziny obywatela Unii Europejskiej.
Była zima. W Irlandii padał śnieg i był lekki mróz. Chang marzła, płakała, tęskniła za rodziną, za domem, ale szybko przyzwyczaiła się do irlandzkiego klimatu.
W czerwcu 2019 roku przylecieli do Polski na czwarte już wesele. Zaproszona została na nie także rodzina Chang. Tajwańczykom bardzo podobało się polskie wesele.
— Było doskonałe jedzenie, wyśmienite trunki, zwłaszcza te lokalne, domowe. Były toasty, co dziwne wydawało się rodzinie Chang. Śpiewano też tradycyjne gorzko, gorzko i był pocałunek — wspominają. Rodzinie Chang bardzo podobało się w Polsce.
Chang zachowała, zgodnie z tradycją, swoje nazwisko, a Dawid jest dumny, że może ją przedstawiać: moja żona Chang Yu Ju.
— To jest oznaka mojej miłości i szacunku do niej — mówi z dumą. Dodaje, że bardzo długo uczył się prawidłowego wymawiania jej imienia i nazwiska, ale już robi to prawidłowo.
Czy zamierza uczyć się języka chińskiego? — Jasne, że się uczę, to jedyny sposób, żeby z rodziną porozmawiać. Zapał spory, tylko efekty mierne. Jedzenie i kawę zamówię, bez problemu, ale do swobodnej rozmowy daleko — mówi Dawid.
Tegoroczne wakacje spędzili w Polsce, ale do Polski nie zamierzają się przenosić na stałe. Na razie zostają w Irlandii.
Halina Rozalska
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Tony #2968924 | 178.235.*.* 7 wrz 2020 15:10
Super, dużo szczęścia życzę. Przy okazji, Azjatki to idealny materiał na żonę.
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz