Miłość jest piękna, niezależnie od wieku
2020-12-26 16:00:00(ost. akt: 2020-12-23 10:08:24)
— Podczas wielu myśliwskich pobytów Wojciecha w Janowie on zabierał mnie do lasu, a ja zaczęłam uczyć go jazdy konnej. Wspólnie uzupełniliśmy się naszymi pasjami. I tak to się zaczęło. Postanowiliśmy wyjechać na Mazury, gdzie Wojciech już prowadził od 2003 roku gospodarstwo rolne. Przenieśliśmy drewniany stary dom z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Dwa lata później wzięliśmy ślub w Działdowie. Pierwszym naszym dzieckiem jest Filip, który urodził się w 2013 roku, a dwa lata potem przyszła na świat córka Aleksandra. Miłość jest piękna niezależnie od wieku — mówi Agnieszka Socharska.
— Pochodzi Pani z Podlasia. Co Panią sprowadziło na Mazury?
— Mąż i piękne tereny Warmii i Mazur. Krajobraz Mazur jest niezwykle urozmaicony pod względem rzeźby terenu oraz licznych jezior i lasów.
— Mąż i piękne tereny Warmii i Mazur. Krajobraz Mazur jest niezwykle urozmaicony pod względem rzeźby terenu oraz licznych jezior i lasów.
— Jak się poznaliście?
— Męża poznałam przypadkiem. Pracowałam wówczas w nadbużańskiej stajni "Dworek Łukowiska". Często pomagało się obsługiwać gości w dworku na wielu imprezach. Ale nie przepadałam za tym. Podczas jednej z imprez przy jednym ze stolików siedziała grupka myśliwych, która wróciła z wieczornego polowania. Gdy przechodziłam obok stolika z myśliwymi jeden z nich poprosił mnie do tańca. Przetańczyliśmy z pięć melodii, a może i więcej. Zadawałam wiele pytań na temat łowiectwa. Wtedy zaproponował mi wspólne polowania na dzika, podczas pełni księżyca.
— Męża poznałam przypadkiem. Pracowałam wówczas w nadbużańskiej stajni "Dworek Łukowiska". Często pomagało się obsługiwać gości w dworku na wielu imprezach. Ale nie przepadałam za tym. Podczas jednej z imprez przy jednym ze stolików siedziała grupka myśliwych, która wróciła z wieczornego polowania. Gdy przechodziłam obok stolika z myśliwymi jeden z nich poprosił mnie do tańca. Przetańczyliśmy z pięć melodii, a może i więcej. Zadawałam wiele pytań na temat łowiectwa. Wtedy zaproponował mi wspólne polowania na dzika, podczas pełni księżyca.
— Zgodziła się Pani?
— Od razu nie zgodziłam się. Trochę nie dowierzałam, że można polować w nocy. Ale następnego dnia odjechał mi autobus powrotny z Łukowisk do Janowa Podlaskiego, gdzie mieszkałam od urodzenia. Nie było wyjścia. Musiałam poprosić myśliwych, wracających w stronę Warszawy, o podwiezienie do Janowa. Podrzucili mnie pod dom. Gdy wysiadałam, wyrwało się: niech pan o mnie nie zapomni.
— Zapomniał?
— Nie zapomniał. Dwa tygodnie później zadzwonił telefon, a na wyświetlaczu Wojtek dzik (tak go zapisałam) z zaproszeniem na nocne polowanie na dziki. Z wielkimi obawami przyjęłam zaproszenie. Nie ukrywam że się trochę bałam, przecież człowieka nie znałam. Co niektórzy znajomi podśmiewali się, że z lasu nie wrócę. Ciekawość nocnego polowania wzięła jednak górę. Przechodziliśmy całą noc aż do świtu. Udało się upolować lisa i zobaczyć dzika odyńca we mgle.
— Od razu nie zgodziłam się. Trochę nie dowierzałam, że można polować w nocy. Ale następnego dnia odjechał mi autobus powrotny z Łukowisk do Janowa Podlaskiego, gdzie mieszkałam od urodzenia. Nie było wyjścia. Musiałam poprosić myśliwych, wracających w stronę Warszawy, o podwiezienie do Janowa. Podrzucili mnie pod dom. Gdy wysiadałam, wyrwało się: niech pan o mnie nie zapomni.
— Zapomniał?
— Nie zapomniał. Dwa tygodnie później zadzwonił telefon, a na wyświetlaczu Wojtek dzik (tak go zapisałam) z zaproszeniem na nocne polowanie na dziki. Z wielkimi obawami przyjęłam zaproszenie. Nie ukrywam że się trochę bałam, przecież człowieka nie znałam. Co niektórzy znajomi podśmiewali się, że z lasu nie wrócę. Ciekawość nocnego polowania wzięła jednak górę. Przechodziliśmy całą noc aż do świtu. Udało się upolować lisa i zobaczyć dzika odyńca we mgle.
— Jak potoczyła się Wasza znajomość?
— Podczas wielu myśliwskich pobytów Wojciecha w Janowie on zabierał mnie do lasu, a ja zaczęłam uczyć go jazdy konnej. Wspólnie uzupełniliśmy się naszymi pasjami. I tak to się zaczęło. Postanowiliśmy wyjechać na Mazury, gdzie Wojciech już prowadził od 2003 roku gospodarstwo rolne. Przenieśliśmy drewniany stary dom z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Dwa lata później wzięliśmy ślub w Działdowie. Pierwszym naszym dzieckiem jest Filip, który urodził się w 2013 roku, a dwa lata potem przyszła na świat córka Aleksandra. Miłość jest piękna niezależnie od wieku.
— Podczas wielu myśliwskich pobytów Wojciecha w Janowie on zabierał mnie do lasu, a ja zaczęłam uczyć go jazdy konnej. Wspólnie uzupełniliśmy się naszymi pasjami. I tak to się zaczęło. Postanowiliśmy wyjechać na Mazury, gdzie Wojciech już prowadził od 2003 roku gospodarstwo rolne. Przenieśliśmy drewniany stary dom z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Dwa lata później wzięliśmy ślub w Działdowie. Pierwszym naszym dzieckiem jest Filip, który urodził się w 2013 roku, a dwa lata potem przyszła na świat córka Aleksandra. Miłość jest piękna niezależnie od wieku.
— Czy łatwo było się zaaklimatyzować w nowym środowisku? Podlasie to dosyć specyficzny rejon Polski. Bardziej tradycyjny.
— Początkowo czułam się obco ze względu na spore różnice językowe, głównie nazewnictwa różnych rzeczy. Po 12 latach mieszkania na Mazurach w naszym powiecie oraz licznych kontaktach z miejscową ludnością, zamieszkującą od kilku pokoleń na tych terenach czuję, że zaaklimatyzowałam się tutaj na dobre. Wydaje mi
się, że miejscowa ludność ceni sobie pracę zwłaszcza w rolnictwie nawet 7 dni w tygodniu podczas, gdy na Podlasiu niedzielę uważa się za czas na odpoczynek i modlitwę.
— Początkowo czułam się obco ze względu na spore różnice językowe, głównie nazewnictwa różnych rzeczy. Po 12 latach mieszkania na Mazurach w naszym powiecie oraz licznych kontaktach z miejscową ludnością, zamieszkującą od kilku pokoleń na tych terenach czuję, że zaaklimatyzowałam się tutaj na dobre. Wydaje mi
się, że miejscowa ludność ceni sobie pracę zwłaszcza w rolnictwie nawet 7 dni w tygodniu podczas, gdy na Podlasiu niedzielę uważa się za czas na odpoczynek i modlitwę.
— Jak obchodzicie Państwo Boże Narodzenie?
— Jak co roku ubieramy wspólnie choinkę. Nie może zabraknąć wolnego miejsca przy wigilijnym stole, jak i sianka pod obrusem. Kilkakrotnie zdarzyło nam się gościć zbłąkanego wędrowca. Na Podlasiu tradycyjnie piecze się domowe makowce. Do dzisiaj pamiętam jak z mamą kręciłyśmy mak starą maszynką. Wigilijna wieczerza podlaska rozpoczyna się od barszczu z grzybami. Dania na wigilijny stół przygotowuję tradycyjne. Na stole królują pierogi "zaguby" nazywane potocznie janowskimi. Sekretem unikalnego smaku jest ciasto pierogowe i farsz z surowych ziemniaków.
— Jak co roku ubieramy wspólnie choinkę. Nie może zabraknąć wolnego miejsca przy wigilijnym stole, jak i sianka pod obrusem. Kilkakrotnie zdarzyło nam się gościć zbłąkanego wędrowca. Na Podlasiu tradycyjnie piecze się domowe makowce. Do dzisiaj pamiętam jak z mamą kręciłyśmy mak starą maszynką. Wigilijna wieczerza podlaska rozpoczyna się od barszczu z grzybami. Dania na wigilijny stół przygotowuję tradycyjne. Na stole królują pierogi "zaguby" nazywane potocznie janowskimi. Sekretem unikalnego smaku jest ciasto pierogowe i farsz z surowych ziemniaków.
— Jest Pani miłośniczką koni. Ma Pani stajnię. Skąd takie zamiłowanie?
— Moje zamiłowanie do koni pochodzi z Janowa Podlaskiego. Mieszkałam dwa kilometry od najsłynniejszej stadniny koni arabskich, gdzie początkowo zaczynałam swoją przygodę z końmi. Często na odbywające się coroczne aukcje koni arabskich pod namiotem zabierał mnie mój tata. Do dziś pamiętam tłumy odwiedzających stadninę podczas aukcji. Wiele razy jako młoda dziewczyna wraz z koleżankami zakradałyśmy się do stajni porodowej nr 1, gdzie znajomy masztalerz pozwalał nam
pomagać przy karmieniu koni i oglądać nowo narodzone źrebięta. Na Mazurach planowaliśmy mieć tylko dwa konie dla siebie. Zdecydowaliśmy się na zakup dwóch klaczy z janowskiej stadniny. Konie posiadają wypalony na zawsze herb stadniny janowskiej, czyli J w koronie. Jednak moja pasja zdecydowała, że postanowiliśmy wybudować stajnię. Piękna okolica stajni oraz spokojne i dobrze ułożone konie spowodowały duże zainteresowanie jeździectwem. My, jak i nasze małe dzieci staramy się często jeździć konno, ale nie jest łatwo uczyć własne dzieci (śmiech). Cieszy mnie dawanie radości z wykonywanej pasji.
— Zaczęła Pani polować, ponieważ?
— Pod wpływem męża i wspólnego nocnego polowania, na które mnie zaprosił. Coraz częściej zdarzało mi się wychodzić do lasu na ambonę. Aż w końcu napisałam podanie do koła łowieckiego Darz Bór z Warszawy z prośbą o przyjęcie mnie na staż łowiecki. Tak się złożyło, że moim opiekunem na stażu został wieloletni członek koła Darz Bór Wojciech Socharski, obecnie mąż. Po rocznym stażu zdałam pomyślnie egzaminy (teorię i strzelanie) i zostałam przyjęta do Polskiego Związku Łowieckiego. I tak zaczęło się moje myślistwo. W mojej rodzinie nikt nie polował. Jako dziecko lubiłam chodzić po tropach zwierzyny. Zawsze interesowała mnie rozmaitość naszej przyrody.
Podczas pierwszego mojego zbiorowego polowania wigilijnego zostałam vice królem polowania. Z najbardziej ekscytujących mnie naszych wyjść do lasu pamiętam pozyskanie dwóch dużych dzików na jednym nocnym wyjściu.
— Moje zamiłowanie do koni pochodzi z Janowa Podlaskiego. Mieszkałam dwa kilometry od najsłynniejszej stadniny koni arabskich, gdzie początkowo zaczynałam swoją przygodę z końmi. Często na odbywające się coroczne aukcje koni arabskich pod namiotem zabierał mnie mój tata. Do dziś pamiętam tłumy odwiedzających stadninę podczas aukcji. Wiele razy jako młoda dziewczyna wraz z koleżankami zakradałyśmy się do stajni porodowej nr 1, gdzie znajomy masztalerz pozwalał nam
pomagać przy karmieniu koni i oglądać nowo narodzone źrebięta. Na Mazurach planowaliśmy mieć tylko dwa konie dla siebie. Zdecydowaliśmy się na zakup dwóch klaczy z janowskiej stadniny. Konie posiadają wypalony na zawsze herb stadniny janowskiej, czyli J w koronie. Jednak moja pasja zdecydowała, że postanowiliśmy wybudować stajnię. Piękna okolica stajni oraz spokojne i dobrze ułożone konie spowodowały duże zainteresowanie jeździectwem. My, jak i nasze małe dzieci staramy się często jeździć konno, ale nie jest łatwo uczyć własne dzieci (śmiech). Cieszy mnie dawanie radości z wykonywanej pasji.
— Zaczęła Pani polować, ponieważ?
— Pod wpływem męża i wspólnego nocnego polowania, na które mnie zaprosił. Coraz częściej zdarzało mi się wychodzić do lasu na ambonę. Aż w końcu napisałam podanie do koła łowieckiego Darz Bór z Warszawy z prośbą o przyjęcie mnie na staż łowiecki. Tak się złożyło, że moim opiekunem na stażu został wieloletni członek koła Darz Bór Wojciech Socharski, obecnie mąż. Po rocznym stażu zdałam pomyślnie egzaminy (teorię i strzelanie) i zostałam przyjęta do Polskiego Związku Łowieckiego. I tak zaczęło się moje myślistwo. W mojej rodzinie nikt nie polował. Jako dziecko lubiłam chodzić po tropach zwierzyny. Zawsze interesowała mnie rozmaitość naszej przyrody.
Podczas pierwszego mojego zbiorowego polowania wigilijnego zostałam vice królem polowania. Z najbardziej ekscytujących mnie naszych wyjść do lasu pamiętam pozyskanie dwóch dużych dzików na jednym nocnym wyjściu.
— Bierze również Pani w zawodach myśliwskich?
— Uczestniczyłam w mistrzostwach Polski w wieloboju myśliwskim w Toruniu gdzie reprezentowałam region Biała Podlaska. Rok później wzięłam ponownie udział w wieloboju myśliwskim w Olsztynie, gdzie zajęłam trzecie miejsce.
— Uczestniczyłam w mistrzostwach Polski w wieloboju myśliwskim w Toruniu gdzie reprezentowałam region Biała Podlaska. Rok później wzięłam ponownie udział w wieloboju myśliwskim w Olsztynie, gdzie zajęłam trzecie miejsce.
Halina Rozalska
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Sis #3028675 | 185.170.*.* 27 gru 2020 23:36
Super, wszystko fajnie, tylko mam pytanie. Kto to jest ?
Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz